W poprzednim odcinku pisałem o tym, że każdy naród (czy państwo) tworzy swoją własną historiografię, czasem daleko odbiegająca od historycznej prawdy. Teraz chciałbym pokazać na przykładzie Napoleona, jak można różnie przedstawiać te same wydarzenia.
Otóż w kanadyjskich szkołach, zgodnie z historiografią anglosaską, uczą się nasze dzieci że Napoleon to taki niemalże drugi Hitler, który dla własnej niezaspokojonej pychy i żądzy władzy chciał podbić całą Europę – a bohaterska Anglia niezłomnie przeciwstawiała się tyranowi, broniąc praw i wolności uciemiężonych narodów Europy. W tym kontekście sojusz Polaków z Napoleonem jawi nam się jako coś absurdalnego, wręcz wstydliwego. Jakże to nasi przodkowie mogli z takim zapałem pomagać tyranowi w podboju innych narodów? Przecież to wstyd i hańba dla nas, a jaka chwała dla dzielnej, sprawiedliwej, broniącej wolności narodów – Anglii.
Tymczasem w historiografii polskiej ten problem wygląda zgoła inaczej. Zacznijmy od tego, że w XVIII-wiecznej Europie panowały prawie wyłącznie dziedziczne rody monarsze. Ówcześni monarchowie byli tak skoligaceni ze sobą, że tworzyli praktycznie jedną rodzinę. W listach do siebie używali zwrotu „mon cousin” (mój kuzynie), co nie było dalekie od prawdy. W pierwszej linii były to rody Habsburgów, Bourbonów, Hohenzollernów, Romanowych, w drugiej linii szereg pomniejszych rodów, w tym sascy Wittingowie, znani również w Polsce („A za króla Sasa…”). W interesie ich wszystkich leżało przyjęcie i egzekwowanie zasady, że legitymizm władzy opiera się wyłącznie na dziedziczności tronu. I tak na przykład kraj rządzony przez „jakiegoś tam” Poniatowskiego, nawet nie spokrewnionego z żadnym z rodów panujących, był po prostu krajem bezpańskim. Wiedzieli o tym twórcy konstytucji 3-go Maja, wstawiając tam zapis o dziedziczności polskiego tronu – i to nie dla Poniatowskich, lecz dla saskiej dynastii Wittingów. Więc sąsiedni monarchowie musieli pospieszyć się z dokończeniem podziału „bezpańskiej” Rzeczypospolitej, zanim Konstytucja mogłaby wejść w życie. Wtedy bowiem likwidacja państwa, w którym panuje dynastia byłaby sprzeczna z zasadą niepodważalności władzy dynastycznej – zasada, ktora była fundamentem władzy wszystkich ówczesnych monarchów.
Tymczasem we Francji stało się coś strasznego: odebrano nie tylko władze, ale również i głowy Bourbonowi i jego małżonce, Habsburżance! Wszyscy „kuzynowie”, od Wiednia po Londyn i od Madrytu po Moskwę przysięgli zemstę. W interesie wszystkich rodów monarszych było pokazać Francji, własnym poddanym i całej Europie, że nie można bezkarnie naruszać ustalonego porządku, podosić ręki na „jedynie legalną” władzę. Dlatego, jeszcze na długo przed objęciem władzy we Francji przez Napoleona, został wydany wyrok: Rewolucja musi być zdławiona, królobójcy ukarani, a Bourbonowie przywróceni na tron! I niezwłocznie armie sprzymierzonych monarchów ruszyły ku granicom Francji. Zaczęła się bezwzględna wojna, która z małymi przerwami na uzupełnianie strat, trwała ponad 20 lat. I to nie Napoleon był tej wojny przyczyną. To koalicja monarchów, z Anglią i Rosją na czele, była stroną agresywną. Było to polowanie z nagonką na niedźwiedzia. A że niedźwiedź był silny i bystry, to i polowanie było długie i krwawe. Niedźwiedź szarpał napadające go sfory, wyprzedzał ciosy, czasem zapędził się za daleko za właściwymi myśliwymi. A ci wysyłali średnio co dwa lata nowe nagonki. Tyle czasu trzeba bylo wówczas na spędzenie nowych rekrutów i wyekwipowanie ich za angielskie pieniądze.
Przypomnijmy sobie: pierwsza koalicja przeciw rewolucyjnej Francji to lata 1792-97. Druga koalicja to lata 1799-1801. (Napoleon objął władzę w końcu 1799, w chwili gdy Francja była bliska klęski). Trzecia koalicja to lata 1805-07, czwarta – 1809. W każdym z tych przypadków stroną atakujacą były armie koalicyjne, głównie austriackie i rosyjskie. Jeżeli w wyniku tych wojen Napoleon znalazł się w Wiedniu, Berlinie czy Tylży – to tylko w pościgu za swoimi prześladowcami.
Z polskiego punktu widzenia sojusz z Napoleonem był wtedy jedyną szansą na odzyskanie własnej państwowości. Nie było innej alternatywy. Polacy walczyli wówczas o swoją wolność, o swoje państwo. To był cel strategiczny. Każda wojna obfituje co prawda w momenty tragiczne, epizody „niechciane” – jak choćby udział polskich pułków w wojnie z Hiszpanami – jednak główny wysiłek polskiego żołnierza skierowany był bezpośrednio przeciwko zaborcom: w 1807 przeciw Prusom i Rosji, w 1809 przeciw Austrii, w 1812 przeciw Rosji.
O co walczyła koalicja antynapoleońska ujawniło się ostatecznie na Kongresie Wiedeńskim, gdzie zwycięzcy na nowo dzielili między siebie Europę. To była taka ówczesna Jałta. Ale to nie wszystko. Najważniejszą politycznie decyzją było ustanowienie „Świętego Przymierza” – przymierza monarchów przeciw jakimkolwiek ruchom narodowym lub społecznym. „Święte Przymierze”, którego głównym gwarantem był car rosyjski, stało się łańcuchem zniewalającym narody Europy na blisko pół wieku. Jego praktyczne skutki w najostrzejszej formie wystapiły w czasie „Wiosny Ludów”, gdy armie rosyjskie udzieliły „bratniej pomocy” Habsburgom, topiąc we krwi powstanie węgierskie 1848. „Poznać drzewo po owocach jego!”
Mówią, że Napoleon był dyktatorem. Oczywiście tak. Lecz któryż ze zwalczających go monarchów dyktatorem nie był? Przecież była to epoka „Oświeconego Absolutyzmu”. Ale spójrzmy też od innej strony: w armiach ówczesnej Europy obowiązywała dyscyplina kija. (nie bez powodu angielscy oficerowie nosili laseczki jako atrybut swej władzy). Żołnierz miał się bardziej bać swego dowódcy, niż nieprzyjaciela. Wszędzie, ale nie w armiach napoleońskich. Tam każdy żołnierz był wolnym obywatelem, kar cielesnych nie było, każdy miał prawo do awansu – bez względu na swe pochodzenie. Przez tą szkołę przewinęły się setki tysięcy ludzi. Kto przeżył, wracał do swej wsi czy miasteczka i mówił: „ludzie, my przecież mamy prawo być wolnymi obywatelami!” Było to ogromne przeoranie ludzkiej świadomości. Legenda napoleońska przetrwała wśród uciemiężonych ludów Europy przez następne dziesięciolecia, owocując kolejnymi rewolucjami w imię wolności i praw człowieka. Więc znów: „po owocach poznacie…”
No wiec jak? Mamy się wstydzić za naszych przodków?
Napoleon nie był aż takim przyjacielem Polski i Polaków. Jak każdy strateg potrzebował tak mięsa armatniego jak utalentowanych dowódców, których rekrutował wśród walecznych Polaków.
Ówczesna Jałta zaczęła się na długo przed zawarciem Świętego Przymierza. Ruszając na Rosję i wyzwalając po drodze polskie ziemie przedzaborowe nie nazwał ich Polską czy Królestwem Polskim, ale Księstwem Warszawskim, które było państewkiem kadłubowym „wywalczonym” w duzej mierze w jego sypialni przez panią Walewską.
A tak na marginesie, czym Mojrzesz, Jozue, królowie Saul i Dawid, Aleksander Macedoński, Hannibal, Juliusz Cezar i w końcu Napoleon różnili się od Hitlera i Stalina?
Nie twierdzę, że Napoleon był przyjacielem Polaków. W wielkiej polityce nie ma miejsca na „przyjaźń”, ważny jest wspólny interes. A w tym czasie wspólnym interesem byla walka przeciwko Prusom, Austrii, Rosji – czyli ówczesnym wrogom Polski. (pani Walewska nie miała w tym zakresie wiele do powiedzenia). A na marginesie: czym się różnił Napoleon od Hitlera i Stalina? Otóż tym, że nie prowadził masowej eksterminacji ludności cywilnej, nie zakładał obozów koncentracyjnych ani gułagów, nie przeprowadził żadnego Holocaustu. Nie pozostawił po sobie milionów trupów wśród ludności cywilnej, wymordowanych z zimną krwią w imię obłędnych ideologii. Myślę, że jest to dość istotna, choć nie jedyna różnica,
Porownywac Alexandra Macedonskiego z Hitlerem moga tylko ci ktorzy uczyli sie historii z Holywoodzkich filmow; osobiscie polecam ksiazki, im strsze tym lepsze.
Znalazłem wypowiedź naukowca, historyka, zajmującego się sylwetkami dyktatorów na przestrzeni historii. Oto cytat dotyczący Napoleona: „Napoleon (…) nie uprawiał propagandy nienawiści. To Święta Ruś wytworzyła propagandę , by lud rosyjski łacniej go znienawidził i chętniej z nim walczył. Napoleon po bitwach kazał swoim lekarzom opiekować się rannymi żołnierzami przeciwnika. Przeciwnik pozostawał dla niego człowiekiem w każdym wymiarze. Widzimy zatem różnicę klasy (w stosunku do innych dyktatorów). (…) Mimo boskich póz to był jeszcze człowiek, zachowywał pewne standardy człowieczeństwa.”