Na początku czerwca odbył się w Warszawie, z udziałem tysiąca zaineresowanych, Pierwszy Kongres „Ruchu Narodowego” – nowej formacji politycznej, grupującej zwolenników skrajnej prawicy. Ich program zawiera następujące, co ważniejsze postulaty: wprowadzenie systemu kanclerskiego (z czymś nam się to kojarzy!), zlikwidowanie „samowoli” sędziów (to znaczy fundamentalnej dla demokracji zasady niezawisłości sądów!), wyjście z Unii Europejskiej (żeby nikt nie wtrącał się, gdy nastąpi w Polsce likwidacja systemu demokratycznego), walka z „żydokomuną” (pomyliły im się epoki?), przekonanie że demonstracje i awantury uliczne wystarczą do obalenia demokratycznie wybranego rządu – jednym słowem jest to program, jednoznacznie kojarzący się z programem „Sturmabteilungen”, organizacji faszystowskiej w Niemczech lat 30-tych, znanej w skrócie jako „SA”. Takie „ruchy narodowe” są charakterystyczne dla sytuacji kryzysowych, na przykład w Niemczech początku lat 30-tych, kiedy nałożyły się na siebie frustracja po przegranej wojnie i skutki wielkiego światowego kryzysu. Ale w dzisiejszej Polsce? Na szczęście jest to margines, ale margines niebezpieczny. Napędzany on jest „czarną propagandą” polskich mediów. Jako drobny przykład przytoczę mój własny tekst z 2006 roku:
Przeczytałem parę dni temu w jednej z polskich gazet internetowych drobną wiadomość: „Zawalił się 60-cio metrowy wiadukt na nowo budowanym odcinku Zakopianki”. (Zakopianka, to sławna w Polsce droga z Krakowa do Zakopanego). Poniżej, jak to zwykle w internecie, jest miejsce na opinie i komentarze czytelników. I właśnie te opinie pobudziły mnie do podzielenia się z Państwem pewnymi spostrzeżeniami natury bardziej ogólnej, niż by to wynikało z samego przedmiotu sprawy. Więc najpierw te komentarze.
Pierwsza seria o złodziejach:
– wiadukt się zawalił, bo pewnie część cementu została rozkradziona!
– żądam śledztwa w celu wykrycia kradzieży cementu i zbrojenia przez lokalnych mieszkańców!
– podobno wiele ładnych domów powstało u kierownictwa tych robót z pieniędzy na budowę!
– ile cementu ukradli mieszkańcy sąsiedniej wioski?
– przetarg na budowę wygrał wykonawca, który się podzielił kasą z komisją przetargową, a rekompensuje to sobie zwiększeniem udziału piasku w zaprawie!
Druga seria – o polskich fachowcach:
– polscy inżynierowie pokazali swoją znajomość sztuki budowlanej!
– most projektował ktoś, kto w życiu nie był na budowie! Komputer, który miał dane z sufitu policzył, że wiadukt wytrzyma, tylko nikt nie wziął pod uwagę istotnych parametrów i mamy katastrofę!
– dziś projektanci rysują na komputerach projekty, które z rzeczywistością nie mają nic wspólnego. Dawniej, jak się ręcznie rysowało, to trzeba było używać własnego rozumu!
– myślałem, że naszych drogowców stać na minimum kultury technicznej!
– polska myśl techniczna to naprawdę światowa czołówka, ale w dziedzinie wypadków i katastrof!
Może już dość tych opinii naszych znających się na wszystkim najlepiej rodaków. A teraz fakty: Zawaliło się rusztowanie przy montażu stalowego przęsła nowego wiaduktu. Budowę prowadzi znana w Europie portugalska firma robót mostowych za pieniądze z Unii Europejskiej. Przyczyny katastrofy budowlanej bada komisja – prawdopodobną przyczyną jest obsunięcie się ziemi pod prowizorycznym rusztowaniem. Za brak odpowiedniego zabezpieczenia i za skutki wypadku odpowiada portugalskie przedsiębiorstwo.
A teraz kilka refleksji. Po pierwsze dziennikarz, podający tą informację, kłamie, pisząc że „zawalił się wiadukt”. Ale to brzmi bardziej sensacyjnie, niż gdyby napisał „zawaliło się rusztowanie na budowie”. Kłamie, bo świadomie budzi fałszywe skojarzenia i emocje u czytelników. Po drugie – czytelnicy. Pobudzeni sensacyjnie brzmiącym tytułem, nie szukając bliższych informacji, odrazu widzą wszędzie złodziei, oszustów, defraudantów, polską nieudolność.
Jest to jakaś przerażająca cecha znacznej części Polaków: brak wiary we własne zdolności i możliwości, kompleks niższości wobec Europy, podejrzewanie wszystkich dookoła o złodziejstwo, korupcję, jakieś tajemnicze „układy”, jakiś spisek niewiadomych sił przeciwko nam, biednym i niezaradnym. Przekłada się to również na stosunki polityczne w Kraju. Istnienie i podtrzymywanie takiej atmosfery jest potrzebne politykom z obozu opozycji. Na tym bazują różni cwaniacy, na tym budują swą popularność. Żadne głosy rozsądku nie mogą się przebić przez tą skorupę zaskrzepłej świadomości: „ja wiem lepiej – wszyscy naokoło to złodzieje, a im kto wyżej stoi, to tym większy złodziej!”. Czy to pozostałość mentalności z czasów PRL-u, gdzie „vox populi” usprawiedliwiał wszelkie złodziejstwo mienia państwowego – „bo jak państwowe, to nasze!” „Państwo mało płaci, to ja se dokradne, co mi sie należy!” Pozostało po tym myślenie: „no, co prawda ja nie kradnę, ale wszyscy inni napewno tak!”.
Ciężko jest żyć z takim nastawieniem. Ciężko jest rządzić takim krajem. Małe szanse mają uczciwi politycy, bo niewielu im zechce uwierzyć. Za to wielkie szanse mają populiści, cwaniacy, wołający za siebie: ”łapaj złodzieja!” Wielką w tym „zasługę” mają goniący za sensacjami dziennikarze.
Na ten temat zabrał ostatnio głos nestor polskiego dziennikarstwa, Stefan Bratkowski. Krytykuje on rolę, jaką spełnia dziś polskie dziennikarstwo: pogoń za popularnością, za poczytnością obsługiwanych przez nich gazet, za „oglądalnością” wiadomości telewizyjnych – bo za tym idą reklamy, reklamy, reklamy… I to jest teraz głównym celem redakcji, bo reklamy dają pieniądze! A „służba społeczna”? – to przebrzmiały archaizm. Pozwolę sobie zacytować co ciekawsze fragmenty jego (Bratkowskiego) tekstu:
„Zrodziło dziennikarstwo polskie doktrynę sukcesu w mediach, nieledwie naukową doktrynę oglądalności poniektórych telewizji i czytelnictwa poniektórych gazet: co dzień nowy konflikt, co dzień nowa awantura – bo daje to wzrost słupków przyciągających za sobą reklamy. Niczego innego się nie wymaga. (…) W radosnym zadowoleniu za nic się nie odpowiada, a już najmniej za Państwo. Państwo to heca, okazja do draki. Ta doktryna premiuje wrogość i ją hołubi. To nie jakaś tam ambicja niedocenionych gwiazd intelektu i dziennikarstwa. To koncepcja. Sensacją nie może być wielkie osiągnięcie ani wielki człowiek. Jeśli wielki człowiek, to co najwyżej skopany, skopany z satysfakcją poniżenia większych od siebie i – najogólniej mówiąc – mówienia źle o innych. O wszelkich innych. Bo przecież nie ma niczego dobrego, wartego uznania. (…) Należy według tej strategii beztroskiej zabawy Państwem reklamować tylko to, co się nie udało; innych sensacji prawa być nie ma. Wprost nie wypada pokazywać ludzi wybitnych i ich osiągnięć. (…) Z kraju, w którym 70% obywateli czuje się ludźmi szczęśliwymi, z kraju budzącego międzynarodowe uznanie, można, jak powyżej, nawet nie zabardzo zorganizowanym wysiłkiem zrobić kraj autodegradacji. Tak otwiera się drogę do leczenia go projektami ustrojowymi przez ludzi o mentalności na pół faszystowskiej – takich, którzy nie reagują na hitlerowskie zachowania swoich zwolenników, niby to narodowców, ba, nawet bronią ich ulicznej czy stadionowej przemocy. (…) Domyślam się, że to się może źle skończyć. Ależ to będzie dopiero pełna atrakcja medialna! Więc im gorzej, tym lepiej! Potem zaś następcy zamkną pysk mediom. A wtedy, zamiast chwały, że obaliliśmy ustrój, zostanie nam przynajmniej pasjonująca walka o demokrację poprzez gazety w drugim obiegu. Bo tak będzie dobrze, że nie do wytrzymania!”
Tyle Stefan Bratkowski. Miejmy nadzieję, że do obalenia ustroju demokratycznego nie dojdzie, że faszyzujące grupki frustratów pozostaną egzotycznym marginesem – ot, taki polityczny folklor. Niemniej dobrze jest wiedzieć, do czego może prowadzić czarnowidztwo. Trzeba umieć cieszyć się z tego, że Polska, nasz kraj rodzinny, przeżywa najlepszy od 200 lat okres w swej historii. I trzeba sensownie wyważyć proporcje wiadomości dobrych i złych. Bo przecież nikt nie zaprzeczy, że złe rzeczy też się dzieją. Ale tych dobrych napewno jest więcej – tylko muszą przebić się do naszej świadomości przez gąszcz czarnej propagandy!