Święto Niepodległości

W powodzi codziennych zajęć łatwo zapomnieć o dniu 11-go listopada – a raczej o tym, co ta data znaczy w polskim kalendarzu. W spokojnych czasach, kiedy niepodległe państwo polskie po prostu jest i nic tej niepodległości nie zagraża – a szczególnie tutaj, w Kanadzie, gdzie ten sam dzień obchodzony jest jako dzień pamięci o poległych w obu wojnach światowych XX wieku – zaciera się świadomość tego, jakie jest znaczenie tej rocznicy dla Polaków. Że to nie tylko pamięć o poległych, ale przede wszystkim radość z odzyskania utraconego niegdyś suwerennego bytu. Utraconego 218 lat temu – wtedy abdykował ostatni król polski, a państwo polskie zostało wymazane z mapy Europy. W zamyśle mocarstw ościennych – na wieki. Nazwa „Polska” nie miała się już więcej pojawić, a ludność tego byłego kraju miała stać się Rosjanami, Prusakami bądź Austriakami. Dokonało się to w znacznej mierze z winy samych Polaków: ich zamiłowanie do wolności osobistej przerodziło się wówczas w anarchię, w negację potrzeby istnienia państwa z instytucjami takimi jak władza centralna, skarb narodowy, wojsko czy wymiar sprawiedliwości. Państwo obywatelskie – bo taki model stanowiła dawna Rzeczpospolita – nie mogło istnieć, gdy obywatele przestali się z nim identyfikować. Przebudzenie przyszło za późno. Przez następne 123 lata każde kolejne pokolenie zapisało swoją krwawą kartę zmagań o odzyskanie tego, co tak beztrosko zaprzepaścili ich dziadowie: własnego, suwerennego państwa.

Sto lat temu, zaledwie trzy pokolenia wstecz, Polacy znajdowali się w podobnej sytuacji, jak dzisiaj Kurdowie, Czeczeńcy, Palestyńczycy czy Tybetańczycy. Widzimy dramat tych narodów, widzimy jak trudna, a czasem i beznadziejna może być droga do niepodległości. Jak wiele okoliczności musi złożyć się na to, aby doprowadziła ona do sukcesu. Jak każdy zbrojny opór nazywany jest terroryzmem, jak świat w interesie własnego spokoju żąda od tych narodów uległości i rezygnacji z własnych ambicji i tożsamości.

Polacy mieli więcej szczęścia. W 1914 roku wybuchła Wielka Wojna między europejskimi mocarstwami. W jej wyniku nastąpiła nieoczekiwana, jedyna, niepowtarzalna sytuacja: jednoczesne załamanie się wszystkich trzech potęg okupacyjnych. Graniczyło to niemal z cudem. Rewolucja w Rosji, rozpad monarchii austro-węgierskiej, a wreszcie kapitulacja  Niemiec przed siłami Ententy. Tę sytuację trzeba było wykorzystać! Zasługą naszych Ojców i Dziadów jest to, że byli do tego przygotowani. Przygotowani psychicznie, militarnie i politycznie. Dzięki temu dzień 11-ty listopada 1918 roku na ziemiach polskich nie stał się dniem chaosu, nie był też „wielką improwizacją”. Sukces odniesiony tego dnia był wynikiem wielu konsekwentnych działań, prowadzonych przez różnych ludzi i różne ugrupowania polityczne. Składały się na ten dzień walki Legionów Piłsudskiego i konspiracja P.O.W., działania Paderewskiego w Stanach Zjednoczonych i akcje polityczne Dmowskiego w Paryżu, korpus Dowbora-Muśnickiego w Rosji i generała Hallera we Francji. Rzeczą godną podziwu była wtedy jednomyślność Polaków, bez względu na ich przekonania polityczne, w dążeniu do odzyskania własnej państwowości. No, z jednym wyjątkiem: komunistów – ale to był wtedy zupełnie nie liczący się margines.

Najbardziej spektakularnym momentem tego dnia było rozbrojenie okupacyjnych wojsk niemieckich w Warszawie i innych miastach Polski przez P.O.W. – tajną Polską Organizację Wojskową, utworzoną przez Piłsudskiego już pod koniec 1914 roku jako niezależną od jakichkolwiek okupantów polską siłę zbrojną. Opanowanie militarne terenu ograniczone było do Kongresówki i części Galicji, skąd już dwa tygodnie wcześniej usunięto władze austriackie. Do nadania państwu jego pełnego kształtu wiodła jeszcze daleka droga. Ale w tym momencie najważniejsze było szybkie utworzenie na wyzwolonych terenach centralnej, jednolitej władzy politycznej. To dopiero stanowić mogło o powołaniu do życia państwa, o jego międzynarodowym uznaniu.

Poczucie odpowiedzialności za losy kraju spowodowało, że wszystkie ówczesne organizacje polityczne – czy to warszawska, arystokratyczna Rada Regencyjna, czy krakowska Komisja Likwidacyjna Wincentego Witosa, czy świeżo powołany w Lublinie Rząd Ludowy socjalisty Ignacego Daszyńskiego, czy wreszcie emigracyjny prawicowy Komitet Narodowy Polski Romana Dmowskiego – wszystkie one złożyły dobrowolnie pełnię władzy w ręce Józefa Piłsudskiego, przybyłego właśnie do Warszawy wprost z niemieckiego więzienia w Magdeburgu. I ten wielki gest samoograniczenia własnych ambicji na rzecz człowieka, który jedyny mógł wtedy sprostać wyzwaniom czasu i skupić wokół siebie całe społeczeństwo – ten gest właśnie stał się momentem przełomowym, stał się fundamentem struktury nowego państwa.

11 listopada 5   1920 Piłsudski

Było w tym coś charakterystycznego dla ówczesnego pokolenia. Wtedy żywe jeszcze było pojęcie służby – służby narodowi, służby ojczyźnie, służby sprawie niepodległości. Wtedy wiadomo było, że „Ojczyzna to wielki, zbiorowy obowiązek”. Nie pytano: „co ja z tego będę miał?”, lecz: „co ja mogę swojemu państwu – czy narodowi – od siebie dać?”.

Proklamowanie niepodległości było dopiero pierwszym krokiem do tworzenia jednolitego, zdolnego do samodzielnej egzystencji państwa. Pamiętajmy, że na terenach trzech dawnych zaborów wszystko było różne: administracja, szkolnictwo, prawo, systemy miar i wag, nawet szerokość torów kolejowych. Nie istniała jednolita sieć komunikacyjna – bo przecież każdy z zaborców kształtował ją według swoich gospodarczych i militarnych potrzeb. Dość powiedzieć, że Warszawa miała dobre połączenia kolejowe z Petersburgiem, Kraków z Wiedniem, a Poznań z Berlinem – podczas gdy wzajemnych bezpośrednich połączeń między tymi polskimi miastami nie było. Wojsko polskie trzeba było tworzyć z żołnierzy, którzy wynieśli swoje doświadczenia z armii rosyjskiej, austriackiej, pruskiej, a także francuskiej. A czas był gorący, starcia zbrojne toczyły się wokół wszystkich granic, nad głową wisiała groźba sowieckiej inwazji.

Ogromną zasługą naszych Ojców i Dziadów jest to, że w ciągu kilku lat potrafili z tego chaosu stworzyć Państwo o jednolitym kształcie. Dzięki ich wysiłkowi Polska znów – niezależnie od dalszych, tragicznych często wydarzeń – stała się trwałym podmiotem na mapie Europy. Po zakończeniu II Wojny Światowej nikt już nie kwestionował faktu istnienia państwa polskiego – przedmiotem przetargów stała się „tylko” jego suwerenność – z wiadomym dla nas skutkiem. I oto na naszych oczach, 24 lata temu, Polska znów stanęła w obliczu dziejowej szansy. Drążone usilnie od wewnątrz, zbankrutowane gospodarczo, rozsypało się wreszcie sowieckie imperium. Polska po raz drugi w XX wieku odzyskała suwerenność. Ten wielki, a tak rzadko Polakom dostępny w ciągu ubiegłych dwóch wieków skarb należy cenić, chronić i umacniać. Uzyskano już wiele: dokonano udanej transformacji ustrojowej, Polska została włączona do wielkiej rodziny państw demokratycznych, stając się członkiem NATO i Unii Europejskiej.

11 listopad 4   11 listopad 2

Ale na horyzoncie pojawiły się nowe zagrożenia. Przypomina się sytuacja z XVIII wieku, kiedy to „jedni do Sasa, drudzy do Lasa”, kiedy prywatne interesy magnatów przeważały nad interesem państwa, kiedy fałszywie pojmowana „wolność osobista” stała się niszczącą państwo anarchią. Dzisiaj dzieje się coś podobnego: interesy partyjne, walka o stanowiska i wpływy, prywata, różnego rodzaju ruchy anarchistyczne rozsadzają państwo od wewnątrz. Wielkie narodowe święto 11-go Listopada jest wykorzystywane przez różnej maści fanatyków: faszyzujących nacjonalistów, lewicujących związkowców, fanatycznych wyznawców teorii spiskowych –  organizujących w tym dniu uliczne manifestacje, przeradzające się w awantury, starcia z kontr-manifestantami, a wkońcu z policją. Jednym słowem, radosne święto staje się z roku na rok coraz bardziej  przykrym, wręcz zawstydzającym widowiskiem. Oficjalne państwowe uroczystości, z udziałem prezydenta i członków rządu, giną w chaosie awanturniczych poczynań.

11 listopad  11 listopad 3

Chciałbym życzyć współczesnym polskim politykom, aby choć w części wzięli przykład ze swoich starszych kolegów z roku 1918-go. Aby potrafili ograniczyć swoje osobiste ambicje dla dobra narodu, aby wykazali większe poczucie odpowiedzialności za losy państwa. Aby słynne powiedzenie Piłsudskiego: „nie partia, panowie, ale Patria!” stało się drogowskazem dla wszystkich.