Już minął rok, jak na tym forum pisałem o wydarzeniach na (a raczej „w”) Ukrainie. Rewolucja w Kijowie, powołanie nowego rządu, zwrot ku Europie. Zdawało się, że wszystko idzie dobrze, że dalsza pokojowa transformacja Ukrainy nie powinna już napotykać poważnych przeszkód. Ale rzeczywistość okazała się inna: do akcji wkroczyła Rosja, dla której demokratyczna i związana z Zachodem Ukraina jest nie do zaakceptowania. Ukraina w oczach rosyjskiego przywódcy była, jest i powinna na zawsze zostać jako kraj satelitarny, podporządkowany Rosji politycznie, gospodarczo i militarnie. No i zaczęło się! Znamy kolejne wydarzenia: aneksja Krymu, agresywne działania w Donbasie… A wszystko w atmosferze zmasowanej wrogiej propagandy, usiłującej przedstawić nowe władze w Kijowie jako nacjonalistów, faszystów, zagrażających rosyjsko-języcznej ludności zamieszkującej wschodnie regiony Ukrainy. Cynizm tej operacji przechodzi wszelkie wyobrażenia: regularne oddziały rosyjskiej armii, pozbawione tylko znaków rozpoznawczych, ale wyposażone w broń ciężką: czołgi, artylerię, rakiety – przedstawiane są jako miejscowi buntownicy, walczący przeciwko „faszystom” z Kijowa. Kłamstwo jest oczywiste dla wszystkich, lecz przeważa polityka „chowania głowy w piasek” – aby tylko nie drażnić „niedźwiedzia”, bo może jeszcze większych szkód narobić! A „niedźwiedź”, czyli Rosja, konsekwentnie realizuje swój cel: Ukraina musi pozostać w rosyjskiej strefie wpływów. Nie ważne jest to, że zniszczeniu ulega cały region górniczo-przemysłowy Donbasu, że mieszkańcy tracą źródła utrzymania – ważne jest to, aby destabilizować państwo ukraińskie, aby zmusić jego władze do uległości, do przyjęcia protektoratu Moskwy, do zerwania związków z Zachodem, z Unią Europejską, nie mówiąc już o NATO. Tymczasem działania te przynoszą skutki odwrotne od zamierzonych. Przeprowadzone demokratyczne wybory wyłoniły nowy skład ukraińskiego parlamentu, wybrano nowego prezydenta, powstał nowy rząd. Podpisano umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską, otwarto drzwi do negocjacji z NATO – co wprawiło władze rosyjskie we wściekłość! Ale najważniejsze zmiany, o długofalowym znaczeniu, przebiegają w świadomości Ukraińców. Rosja, uważana dotychczas za bratni kraj, o wspólnych tradycjach, zbliżonym języku, religii, o wspólnie przeżytych dramatach Wielkiej Wojny – postrzegana jest teraz coraz bardziej jako groźny agresor, przed którym trzeba się bronić. Jednocześnie coraz częściej perspektywa rozwoju i bezpieczeństwa kraju spostrzegana jest w związku z Unią Europejską i z NATO (w czym wielkie znaczenie ma przykład Polski i państw bałtyckich). Prezydent Poroszenko stwierdził ostatnio, że Ukraina zrywa z polityką neutralności – „zapłaciliśmy za to zbyt wielką cenę i dziś wracamy do integracji z euroatlantycką przestrzenią bezpieczeństwa”. Jak słusznie zauważył też jeden z czołowych ukraińskich polityków, „obecnie nadszedł czas, aby naprawić błąd sprzed 350 lat”, kiedy to starszyzna kozacka, skłócona z Rzeczpospolitą, poddała się pod „opiekę” cara moskiewskiego. Bowiem Rosja, niezależnie od panujących tam systemów politycznych, pozostaje wciąż krajem o imperialnych skłonnościach, wyznającym „doktrynę Breżniewa”, polegającą na przypisywaniu sobie prawa do interwencji w sąsiadujących z nią krajach, aby tylko utrzymać je w swojej strefie wpływów.
Sytuacja daleka jest od rozwiązania. Rosja pozostaje w coraz większej izolacji od otaczającego ją świata, odczuwa coraz dotkliwsze skutki spadających cen ropy naftowej, grozi jej zapaść gospodarcza – ale jej władca, prezydent Putin, nie myśli wycofać się ze swoich mrzonek o odbudowie imperium. Oficjalna propaganda mówi o spisku zachodniego świata przeciwko Rosji, która musi bronić się przed wrogimi siłami. Zaczyna być niebezpiecznie, bowiem nie wiadomo, jak zachowa się rosyjski przywódca w momencie „przyparcia do muru” – w końcu Rosja wciąż jest mocarstwem atomowym. Jednak wszelkie próby „ugłaskania” Putina on sam uznaje za zachętę do dalszej agresji przeciw Ukrainie i – być może – kilku innym państwom w pobliżu. Niestety przypominają się lata 1938/39 w Europie, czasy osławionego „Monachium”, czasy bojaźliwych ustępstw przed coraz nowymi żądaniami Hitlera. Co robić z tą „kwadraturą koła”?
Głównym poligonem, na którym rozgrywa się akcja, jest Ukraina – kraj sąsiadujący z Polską. Polska, zgodnie ze swym żywotnym interesem, stała się głównym „ambasadorem” Ukrainy w jej dążeniu do zachodniego świata, bowiem wolna, demokratyczna, związana z Zachodem Ukraina byłaby najlepszym gwarantem bezpieczeństwa Polski. Mówił już o tym Marszałek Piłsudski prawie sto lat temu! Obyśmy tego doczekali!
W Paryżu terroryści zamordowali kilkanaście osób – i cały świat protestuje, wyraża swoje oburzenie! W Ukraińskim Donbasie rosyjscy terroryści kilka dni później zamordowali 10 cywilnych osób, ostrzeliwując z rakiet cywilny, rejsowy autobus. Oczywiście świat o tym milczy – bo przecież to się stało „w Ukrainie, czyli nigdzie”! Co za HIPOKRYZJA!
Moja ocena reakcji świata na to, co stało się 2 tygodnie temu w Paryżu i na to, co wydarzyło się tydzień temu na Ukrainie, jest jednak nieco inna od Twojej. Choć właśnie ta moja bazuje na Twym stwierdzeniu, że: „ …przecież to się stało „w Ukrainie, czyli nigdzie””.
Tysiące ludzi, nie bardzo rozumiejąc w „czym rzecz”, i czując głeboką empatię z ofiarami islamistycznego krwawego mordu, emocjonalnie deklarują: „I’m Charlie!” Czy, zapominając o ofiarach nad Donem, uprawiają hipokryzje?
Chyba jednak nie. Bo hipokryzja – to fałsz, dwulicowość, obłuda. A w tym i w podobnych przypadkach mamy raczej do czynienia z niedoborem wyobraźni, objawiającym się brakiem empatii – tego najbardziej ludzkiego uczucia. I tu masz rację: dla większości z nas, społeczeństw zachodniej cywilizacji, Paryż to jedna z naszych „ojczystych stolic”, a Ukraina?…
Podobnego braku, czy niedoboru oczywistej empatii doświadczają naogół wszyscy, nas nie wykluczając. Gdy zdechnie nam ukochany kotek czy piesek, to ronimy łzy, szlochamy nocami, ratujemy się prozakami. A gdy przeczytamy o rzeziach w Srebrenicy, rozbojach Boko Haram w Nigerii, 4ch tysiącach ofiar na Ukrainie… czy też szlochamy, bierzemy prozak? A przecież nie czujemy się hipokrytami.
A teraz słów kilka o temacie zasadniczym, czyli : Rosja – Ukraina – Putin.
Piszesz: „…Sytuacja daleka jest od rozwiązania. Rosja pozostaje w coraz większej izolacji od otaczającego ją świata, odczuwa coraz dotkliwsze skutki spadających cen ropy naftowej, grozi jej zapaść gospodarcza – ale jej władca, prezydent Putin, nie myśli wycofać się ze swoich mrzonek o odbudowie imperium…”.
Otóż Putin zabrnął już chyba za daleko, by mógł się wycofać. Na szczęście niektórzy z zachodnich polityków to widzą i rozumieją i wyciągnęli wniosek: „wycofać trzeba, ale… Putina”. I poprzez ceny ropy, sankcje … motywują otaczających cara oligarchów do akcji. Czy im się uda? Wszak car Putin to kagiebowiec, czujący się do szpiku kości czekistą. I ma też czekistowskie poczucie honoru: strzelić w łeb! Tyle że nie sobie, a – wzorem czekistów i enkawudzistów – innym, swym ofiarom.
I tego jednak możemy się obawiać, jeśli oligarchowie nie odstrzelą go szybko i skutecznie.