Patriotyzm a nacjonalizm


Rozważania na temat patriotyzmu. Temat taki jakby trochę niedzisiejszy, bo kto teraz poważnie dyskutuje na takie tematy? Dom, samochód, zarobki, może jakieś egzotyczne wakacje – to tak, ale patriotyzm?

To piękne słowo pochodzi od łacińskiego „patria”, czyli ojczyzna. A więc być patriotą, to znaczy kochać swoją ojczyznę. Jest to uczucie z samej swej definicji bardzo szlachetne. Bo ojczyzna, to kraj naszego dzieciństwa, wraz z jego krajobrazami i historią, z zamieszkującymi go ludźmi, z jego kulturą i tradycją, z jego wzlotami i upadkami. Ojczyzny się nie wybiera – ojczyznę się ma – tak, jak się ma swoich rodziców – i kocha się ich bez względu na to, czy są biedni, czy bogaci.

Uczucia patriotyczne wzmagają się w czasie zewnętrznych zagrożeń – wojen, najazdów, okupacji. Ale gdy ojczyźnie nic nie zagraża, gdy żadne burze dziejowe nad nią się nie przetaczają, gdy „wokoło spokojnie, ni słychu o wojnie” – jak w arii ze Strasznego Dworu – to te uczucia jakby wygasają.

A nacjonalizm? Słowo to pochodzi od łacińskiego „nation”, czyli „naród”. Znamy z historii i współczesności takie nazwy, jak: Obóz Narodowy, Zjednoczenie Narodowe, Narodowa Demokracja, Narodowy Socjalizm, Narodowe Chrześcijaństwo… Wszystko jedno co, ale „Narodowe”. Co łączy te wszystkie – tak różne, zdawało by się ugrupowania –  że tak chętnie używają tego samego przymiotnika? Co powoduje, że na jego dźwięk człowieka ogarnia – delikatnie mówiąc – niepokój? Czyżby to była prawda, że to, co „narodowe”, może być groźne?

Zauważmy, że istnieje od dawna szereg innych nazw zawierających w sobie ten sam przymiotnik, lecz nie budzą one żadnych niepokojących skojarzeń – wręcz przeciwnie. Biblioteka Narodowa, Filharmonia Narodowa, Muzeum Narodowe – czy to się może brzydko kojarzyć? Ten sam przymiotnik, a jak inaczej brzmi w kontekście tych nazw. A wiec jak to jest? Co znaczy ten przymiotnik?

Żeby sobie na to odpowiedzieć, trzeba zdefiniować pojęcie „naród”. Słowniki polskie, angielskie czy francuskie zgodne są co do tego, że „naród” jest to historycznie ukształtowana wspólnota ludzi tego samego języka i kultury, najczęściej wspólnie zamieszkująca określone terytorium. Zauważmy, że taka definicja nie zawiera pojęcia „wspólne pochodzenie etniczne”, choć niewątpliwie kręgosłupem każdego narodu jest jakaś grupa etniczna, wokół której, czy też na fundamencie której, rozwija się w procesie historycznym „naród”.

Prześledźmy taki proces na przykładzie Polski. Istniejące w czasach piastowskich polsko-języczne plemiona słowiańskie stanowiły mocny fundament etniczny pod rozwój przyszlego narodu. Plemiona te przekazały następnym pokoleniom to, co najważniejsze: wspólny język. Od tamtego czasu poczucie przynależności do tej grupy językowej stało się podstawowym wyznacznikiem przynależności do narodu polskiego. Zauważmy: nie powiazania biologiczno-genetyczne, lecz język i związana z nim kultura.

Wiemy o tym, że co najmniej od XIII wieku ziemie polskie stały się tyglem stapiającym najrozmaitsze grupy etniczne i rasy. Od najazdów mongolskich poczynając (gwałty dokonywane przez najeźdźców nie są wynalazkiem XX wieku), poprzez niemieckich osadników, dalej (w wiekach XV – XVII) poprzez przyjmujących polski jezyk i kulture bojarów i kniaziów ruskich, białoruskich i litewskich, tatarskich osiedleńców, ormiańskich kupców itd, itp… W owym czasie kultura polska (również kultura polityczna) dominowała w obszarze pomiędzy Bałtykiem a Morzem Czarnym, stanowiąc wielką siłę przyciągającą. Jej ogromnym atutem była niespotykana wówczas nigdzie tolerancja religijna, rasowa, narodowa. Polacy nie czuli się zagrożeni przez nikogo, gęstość zaludnienia była niewielka, więc nikomu nie przeszkadzali przybysze z innych stron świata. A i oni czuli się dobrze, łatwo przyjmowali polską kulturę za swoją, stając się w ten sposób Polakami. Kto na tym korzystał? Wszyscy, a naród polski, jako zbiorowość skupiona wokół polskiego języka, kultury i tradycji historycznej – w szczególności.

Nastepujący po tym okres upadku państwowosci polskiej był okresem próby: kto czuł się Polakiem, a kto traktował przynależność do tej grupy koniunkturalnie. Wybór był często trudny: poddać się represjom, czy pójść na wygodną współpracę z zaborcą, stając się Niemcem czy Rosjaninem. Linia podziału nie przebiegała według kryteriów etnicznych. Decydowało poczucie przynależności do języka, kultury, historii – a zatem do Narodu. Ta presja zewnętrzna i potrzeba samookreślenia się ostatecznie uformowały to, co współcześnie nazywamy narodem polskim.

Popatrzmy na kilka nazwisk wybitnych ludzi, tworzących historię i kulturę narodową: Kościuszko (Białorusin?), Mickiewicz, Pilsudski (Litwini?), Traugutt, Grottger (Niemcy?), Tuwim (Żyd?), Matejko (Czech?), Chopin (Francuz?). Przecież wszyscy oni całym swym życiem i działalnością stwierdzali jedno: jesteśmy Polakami.

W takim właśnie kontekście wspólnoty językowo – kulturowo – historycznej użyto przymiotnika „narodowy” dla określenia muzeum, biblioteki, czy filharmonii, mających służyć całej tej wspólnocie. To zrozumienie pojęcia „naród” może budzić szacunek i sympatię.

Jednak na przełomie XIX-XX wieku stało się coś złego: pojęcie „naród” zaczęto zawężać, zaczęto mówić o „czystości rasowej”, wprowadzono pojęcie „prawdziwego Niemca”, „prawdziwego Polaka” – w odróżnieniu od tych „nieprawdziwych”. Wtedy właśnie zaczęto stosować przymiotnik „narodowy” dla określenia ugrupowań szerzących teorie „czystości rasy”. Szczytowym „osiągnięciem” tego kierunku politycznego były partie nazistowskie, było ludobójstwo, był Holokaust. Po zakończeniu wojny, po naocznym przekonaniu się, do czego prowadzą tego typu teorie i „narodowe” partie polityczne, zdawało się, że nikt i nigdy nie ośmieli się już wrócić do podobnej terminologii, do podobnego sposobu myślenia, do uwzgledniania kryteriów rasowych w ocenie ludzi, do szerzenia nienawiści rasowej. Że już nikt nigdy nie ośmieli się być nacjonalistą, rasistą, antysemitą, bo te pojęcia zostały naznaczone piętnem zbrodni tak wielkiej, że nikt w Europie, a szczególnie w Polsce, nie będzie mógł myśleć tymi kategoriami, nie narażając się na powszechne potępienie i pogardę otoczenia.Gorzka to była pomyłka. Ugrupowania „narodowe” w nazwie istnieja nadal, nie troszcząc sie o skojarzenia z terminem „nazi”. Nacjonalizm odradza się w różnych stronach świata, w tym również w Polsce.

Popatrzmy na to zjawisko jeszcze z innego punktu: z punktu widzenia interesu narodowego, którego obrona jest w teorii głównym założeniem i celem działania „narodowców”. Po pierwsze – wyklucząjac ze społeczności polskiej całe grupy  „obcych rasowo”, pozbawia się ją wielu wartościowych jednostek współtworzących polski dorobek intelektualny i gospodarczy, osłabiając i zubożając w ten sposób całą społeczność. Po drugie – kompromituje się Polskę i Polaków w oczach świata, do ktorego Polska chce zdążać. Po trzecie – kompromituje się w oczach samych Polaków pojęcia „naród” i „chrześcijaństwo”, co jest bardzo groźne z punktu widzenia formowania świadomości nowych pokoleń Polaków. W sumie jest to więc działanie na szkodę narodu. Bo przecież naród rozwija się zdrowo wtedy, gdy jest otwarty, przyjazny dla ludzi i świata – a nie wtedy, gdy zamyka się w getcie rasowych uprzedzeń. Czego najlepszym dowodem – nasza własna historia.

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s